piątek, 23 września 2011

nowicjat w Asyżu

Nasza podróż zaczęła się 8 września br. Wiemy dobrze, że najlepiej zaczynać od spotkania z Panem, dlatego już o 6 rano byłyśmy w Lublinie na wspólnej Eucharystii. Warto dodać, że przy pakowaniu ujawnił się nasz kolejny talent; okazało się, że jesteśmy w stanie spakować absolutnie wszystko do każdego rodzaju samochodu.


Pierwszego dnia jazdy naszym celem był dom w Rohozniku na Słowacji. Wiadomo, że gdzie byśmy nie jechały, po drodze zawsze będzie dom naszych rodziców, a więc na obiedzie zatrzymaliśmy się w Posadowej. Ugoszczone, najedzone i wypoczęte, jeszcze raz rzuciłyśmy okiem na piękne, polskie góry i już z rodzącą się w sercu tęsknotą, ruszyłyśmy w drogę. Nie mogę pominąć faktu, że pierwszego dnia zawiązało się Radio „Pokładowe” z najważniejszymi informacjami dla pasażerów, ciekawymi audycjami, kącikiem kulinarnym, listą przebojów oraz przypomnieniem obsługi masek i kamizelek ratunkowych. Trzeba dodać, że radio działa do dziś i towarzyszy nam w każdej , nawet krótkiej podróży i wciąż poszerza swoje horyzonty.
Tak więc dotarłyśmy (nie bez przygód) na Słowację. W odwiedzeniu różnych zakątków, których zwiedzania nie miałyśmy w planach pomogło nam wyjątkowe oznakowanie słowackich dróg. Mówiąc prościej ; zgubiłyśmy się, ale szczęśliwie i wcale nie tak późno dotarłyśmy do Rohoznika, gdzie czekało nas radosne spotkanie z siostrami, wygodne łóżka i długa noc.


Następnego dnia przemierzyłyśmy całą Słowację i Austrię, przekroczeniu włoskiej granicy towarzyszyły oklaski i wieka radość, po Polsce tu również zaczynamy się czuć jak w domu, w końcu w tym kraju narodziła się nasza rodzina zakonna.
Pierwszym przystankiem we Włoszech była Padwa, z wielką radością odwiedziłyśmy sanktuarium św. Antoniego oraz przeżyłyśmy Mszę Świętą z grupą, która właśnie wybierała się do Polski. W końcu, po długiej podróży, którą rozweselała modlitwa i nasze niezawodne radio, dotarłyśmy do Rzymu. Zwiedzanie Rzymu odbyło się pod hasłem „szlakiem cieni rzymskich”, czyli szłyśmy tam, gdzie nas nogi poniosą i gdzie mogłoby być choć trochę chłodniej. Niespodziewanie doszłyśmy tam, gdzie chciałyśmy i gdzie powinno się być zwiedzając Rzym. Okazało się, że to idealne ćwiczenie także dla ducha ; dać się poprowadzić.

Z tymi samymi słowami, 11 września, przyjechałyśmy do Asyżu. Będziemy tu mieszkać przez trzy miesiące. To niesamowita łaska i wielka radość, w którą zaczęłyśmy wierzyć dopiero wtedy, gdy dobrze się rozejrzałyśmy. Rzeczywiście, jesteśmy w Asyżu. To miejsce przypomina i zachwyca Ewangelią, to miejsce tchnie nadzieją i pokojem. Tutaj razem z Franciszkiem i Klarą zastanawiamy się jak lepiej kroczyć za Panem i naśladować Jego pokorę i Jego ubóstwo.
Zwiedzamy miejsca franciszkańskie i same pragniemy znaleźć swoje własne miejsce w Sercu naszego Zbawiciela.
To miejsce staje się naszym domem. Dziękujemy dobremu Bogu za tę przeogromną łaskę i mamy nadzieję, że tak jak otwarte jest Jego Serce także i my otworzymy się na Jego działanie na Jego, pełne miłosierdzia, prowadzenie.
Deo gratias et Mariae!
Nowicjuszka Olga

poniedziałek, 5 września 2011

Jak Apostoł


W sercach pobożnych nowicjuszek zrodziło się piękne pragnienie aby przybliżyć sobie postacie świętych Apostołów – ich codzienne życie. Uznałyśmy, że najlepszym na to sposobem będzie połów ryb. Tak więc spakowaliśmy wędki, zanętę, robaczki i razem naszymi rodzicami wyruszyłyśmy nad jezioro Rogóźno, więc… do dzieła!

Tylko jak się za to zabrać? Po kilku wskazówkach i słowach pokrzepienia pierwsza para oczu była już utkwiona na spławiku i zaczęło się oczekiwanie na rybę. Długo nie trzeba było czekać ani też nie dało się przeoczyć tego momentu gdyż zarówno pierwsza jak i wszystkie następne ryby były witane okrzykami, piskami i wielką radością. To na pewno rekompensowało im niezbyt przyjemne, jak sądzę, położenie. Tak więc piękne popołudniowe słońce odbijało się lśniąco od lazurowej tafli wody, lekki wiatr chłodził nasze twarze a pasja wędkarska kolejno przechodziła z nowicjuszki na nowicjuszkę. Każdy kto chwycił za wędkę przyznał, że jest to fascynujące zajęcie, zwłaszcza, że większość z nas robiła to po raz pierwszy.

Ujawniło się też kilka młodych talentów. Największym naszym trofeum był karaś złocisty, był większy niż reszta naszych płotek
Tak naprawdę najpierw pomyślałyśmy o wędkowaniu a później o apostołach, pomogła nam w tym jedna nasza siostra, która siedząc na brzegu molo z wędką w ręku wykrzyknęła w szczerym zachwycie: „Boże, jestem jak Apostoł!” rozbawiając tym wszystkich. Trzeba przyznać, że byłyśmy atrakcją całego molo. To był piękny i owocny w przemyślenia dzień.

Mając doświadczenie tego połowu zastanawiamy się co znaczą Jezusowe słowa: „odtąd ludzi łowić będziesz”. Obyśmy z takim zaangażowaniem i w takim zachwycie, w radości i jedności zdobywały dusze dla Chrystusa, modlitwą i tym, czym same zostałyśmy obdarowane.
A jeśli chodzi o ryby… mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś powędkujemy.
nowicjuszka Olga